Najnowsze wpisy


Mam na imię A. i jestem ofiarą przemocy
Autor: pikaplimon
20 października 2015, 21:35

Długo nie pisałam... wiele się działo... w sumie to nic nowego...

 

Ojciec mojego dziecka jest chory. Jest psychopatą. Kiedyś miałam podejżenia. Dziś mam już pewność.

 

Dziś wyrzucił mnie z domu. Oskarżył o kradzież pieniędzy.

 

Jutro idę do ośrodka pomocy ofiarom przemocy... chyba najwyższa pora... 

 

Jestem ofiarą przemocy i chcę się z tego leczyć. Mam świadomość tego, że tak jak alkoholik musi świadomie wymazać ze swojego życia alkohol, tak ja muszę wymazać ze swojego życia swojego kata - ojca mojego dziecka.

 

Wrzesniowa, dziękuję że jesteś... nic więcej na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie napisać...

"Błyskawiczny" wspólny wieczór......
Autor: pikaplimon
09 października 2015, 01:33

Moja "radość' nie trwała długo... Po "wspólnej" godzinie ojciec mojego dziecka stwierdził, że mu się nudzi, wszystko go wkur... i ... idzie spać. 

No cóż... na co ja głupia liczyłam...??? Czyżbym kolejny raz łudziła się, że czasem możemy sprawiać wrażenie normalnego związku...??? NIE! NIE! NIE! I jeszcze raz NIE!!! Nigdy, przenigdy nie będziemy już "sprawiać wrażenia"! Nie ma mic między nami, nie szanuje mnie ani dziecka. No właśnie, przede wszystkim dziecko... 

Jak mogę chcieć spędzać z kimś takim "wspólne" wieczory, chwile, godziny, dni... Boże, co mi się ubzdurało?!

A może jeszcze liczyłam na ...jakiś... seks... Tak..., pojawiła się przez chwilę gdzieś głęboko w środku głowy a może serca taka myśl.

Idiotka do n-tej potęgi!!! 

Zachowałam się jak szmacisko, licząc na jakąkolwiek uwagę ze strony ojca mojego dziecka... Jak mogę się tak poniżać przed kimś, kto nie szanuje ani mnie, ani mojego syna?! 

Mogłam iść spać dawno temu... ale poświęciłam się mimo zmęczenia dla niego.

A teraz jestem tak mega wkur....., że napewno już nie usnę. Czułam już, że piwko działa ale w sekundę wytrzeźwiałam. Wręcz rozbudziłam się i czuję się jak po hektolitrze kawy...

Boże, co ja takiego strasznego zrobiłam, że pokarało mnie takim człowiekiem??? Albo może dlaczego jestem aż tak głupia, że ciągle się łudzę? Nie nawidzę go ale ciągle jakaś maleńka cząstka mnie każe mi patrzeć na niego jak na człowieka, którego kiedyś tak szalenie pokochałam, że zapragnęłam poświęcić mu całą siebie i dać mu syna... Dlaczego nie potrafię być bezwzględną i egoistyczną suką?!

Dlaczego ciągle cierpię przez własną naiwność i głupotę?!

Wstyd mi. Naprawdę wstyd mi przed moim synem, że ma matkę idiotkę...

Aż miło, że miło...
Autor: pikaplimon
08 października 2015, 23:00

Wow!!! Dziś jakiś taki dziwny dzień/noc... Współlokator wrócił wcześnie z pracy, posiedział ze mną i małym. Było fajnie, wesoło, śmiesznie. Potem przyjechali dziadki. Mały oczywiście nie chciał z nimi iść na dwór. W końcu jakoś dał się namówić. Nagle moja mama ni z tego ni z owego spytała się czy mogą go zabrać na noc... Nie bardzo chciałam bo jakoś tak ostatnio boję się z nim rozstawać. Potrzebuję go. Czuję się przy nim bezpiecznie, szczególnie w nocy kiedy jesteśmy sami... 

W końcu się zgodziłam... z trudem...  Mały jest na takim etapie, że wszystko na "nie", więc nawet nie dał mi buziaka :-(  

Za to po wyjściu z bloku, widząc mnie w oknie nie chciał wejść do auta dziadków... ciągle mnie wołał i nie mógł się ze mną rozstać... Jeszcze nie odjechał a ja umierałam już z tęsknoty... 

Nie wiem jak to będzie jak pójdzie do zerówki, szkoły... Prawdą jest, że to matki bardziej przeżywają chwile kiedy dzieci idą do przedszkola, szkoły. Bardziej boją się tego "rozstania" niż same dzieci...

Coś tam poogarniałam w domu, obudziłam "współlokatora" o godzinie o której kazał (o dziwo od razu się obudził...). Powiedziałam mu, że zabrano mi maluszka i że strasznie tęsknię, na to on, że mam się ubierać bo jedziemy po jakieś piwko i spędzimy wieczór razem....
Co też właśnie czynimy... Co prawda on przy laptopie, ja na kanapie przed tv i z tabletem... ale zawsze coś... jest miło, sympatycznie, rozmawiamy o bzdurach, żartujemy, śmiejemy się...
Dziwne... ale nie ma sensu się nad tym głębiej zastanawiać. Trzeba korzystać... Kto wie kiedy się powtórzy takie "święto lasu"...
 
Aż miło, że jest tak miło...
Dla wrzesniowej...
Autor: pikaplimon
05 października 2015, 22:25

Kurde, nie mogę odpowiadać na komentarze ani komentować. Pewnie mam coś w tablecie zablokowane. Mój Boże, kiedyś potrafiłam wszystko ogarnąć, dziś mam wrażenie, że się uwsteczniam. 

Wrzesniowa... ja też lubię wrzesień... Moja pierwsza miłość miała urodziny we wrześniu :) Miała, 6 lat minęło odkąd nie żyje... właśnie teraz, na dniach... 6 lat minęło od Jego śmierci...

Lubię Twoje komentarze. Dają mi do myślenia. Zawsze odpisuję ale coś nie wychodzi.

Starasz się o dziecko... Pewnie już znasz tą receptę - przestań się starać, zapomnij o dziecku. 

U mnie tak było. Co miesiąc z napięciem zerkałam na test ciążowy i nic. W końcu dałam sobie spokój. Trudno, nie jest mi pisane dziecko. .. taki mój los... 

W chwili kiedy spóźniał mi się okres to nie ja wpadłam na pomysł, żeby zrobić test ciążowy. To ojciec mojego dziecka stwierdził, że chyba jestem w ciąży i jedziemy do apteki. Był to 3 maja 2012... Zrobiłam kilka testów. Były te dwie kreseczki ale niewyraźne. Stwierdziłam, że albo zepsute te testy albo mam raka, bo w instrukcji testu było coś, że jak się ma raka to wynik może być pozytywny...

Naprawdę, nie wierzyłam że mam w sobie maleństwo... 5 maja moja mama ma urodziny. Wtedy też powtórzyłam test. Wyraźne kreski razy dwa. Tego właśnie dnia zmarł też mój wujek... Całe życie był zakochany w mojej mamie...Mama traktowała go zawsze jako przyjaciela... Tragizm... jakże obecny w moim życiu... nieważne...

Wrzesniowa, będziesz miała dziecko... pewnie już niedługo... jakoś to czuję... i będę jedną z pierwszych, która Ci pogratuluje :)

Dziś byłam piękna i czułam się piękna... bo synek bawił się, że myje mamę gąbką... "mył" mi plecy... takie SPA jest bezcenne i mam tylko ja...

Pozdrawiam, wrzesniowa...

Zamykam się...
Autor: pikaplimon
05 października 2015, 10:56

Kiedyś "przyjaciółka" powiedziała mi żebym jej się nie żaliła. Przestałam. Od tamtej pory przestałam komukolwiek opowiadać o swoich problemach. "Przyjaźń" zaczęła wygasać. Jak może łączyć ludzi przyjaźń skoro nie można mówić o problemach, tym co spędza sen z powiek... W końcu jak byłam w ciąży "przyjaźń" umarła. Stałam się już niepotrzebna, wykluczona z życia towarzyskiego, bo ciąża a potem opieka nad dzieckiem... "Przyjaciółka" chyba nawet mi nie pogratulowała narodzin syna.

Dziś nie mam przyjaciół. Tzn za przyjaciela uważałam jakiś czas temu ojca mojego dziecka ale też zostałam zrugana za to, że mówię mu o swoich emocjach, problemach. Wczoraj napisałam do niego smsa, że nie mam siły, że sobie nie radzę. Nie oczekiwałam od niego nic. Chciałam po prostu wywalić z siebie to co we mnie w środku siedzi. Nie mam do kogo pisać, więc napisałam do niego. Dziś dostałam za to reprymendę... I cios w serce... "Jak sobie nie radzisz to podpiszę papiery adopcyjne"... Słowa ojca. Ojca mojego dziecka. Człowieka, który kiedyś był dla mnie całym światem...

Zamykam się w sobie. Postawiłam kolejny gruby mur, schowałam się w nim przed światem i tam wegetuję. Nie żyję. Wegetuję...

Jesienna depresja...
Autor: pikaplimon
04 października 2015, 13:46

No to dopadła mnie. 

Męczy mnie ta bezsilność, samotność, bezradność. Najzwyklejsze czynności są dla mnie niewykonalne. Płaczę z niemocy. Krzyczę na dziecko bo mu spadło ciastko, a potem płacze przez to, że nakrzyczałam.

Boli mnie całe ciało, parzy. Myjąc się spojżałam w lustro i się poryczałam. To nie chodzi o to, że źle wyglądam...ja po prostu NIE WYGLĄDAM!!! Zaniedbana, zapuchnięta... OBLEŚNA. Nie dziwię się, że ojciec mojego dziecka traktuje mnie jak gówno. Jestem gównem i wyglądam jak gówno.

Nie nawidzę dni i nocy. W dzień brak mi sił. W nocy nie mogę spać. Mały znów się budzi w nocy. Wstaję do niego a potem nie mogę już zasnąć.

Próbuję czytać książkę, bo to zawsze kochałam. Nawet to nie wychodzi... czytam w kółko jedno zdanie i ciągle nie rozumiem co czytam.

Mogłabym dać małego na kilka dni do dziadków ale... cholernie boję się samotności. Te straszne samotne noce, lęki, smutne i puste dni...

Gdyby nie dziecko to... 

To dziecko każe wstawać mi z łóżka...

Jesienna depresja...
Autor: pikaplimon
04 października 2015, 13:46

No to dopadła mnie. 

Męczy mnie ta bezsilność, samotność, bezradność. Najzwyklejsze czynności są dla mnie niewykonalne. Płaczę z niemocy. Krzyczę na dziecko bo mu spadło ciastko, a potem płacze przez to, że nakrzyczałam.

Boli mnie całe ciało, parzy. Myjąc się spojżałam w lustro i się poryczałam. To nie chodzi o to, że źle wyglądam...ja po prostu NIE WYGLĄDAM!!! Zaniedbana, zapuchnięta... OBLEŚNA. Nie dziwię się, że ojciec mojego dziecka traktuje mnie jak gówno. Jestem gównem i wyglądam jak gówno.

Nie nawidzę dni i nocy. W dzień brak mi sił. W nocy nie mogę spać. Mały znów się budzi w nocy. Wstaję do niego a potem nie mogę już zasnąć.

Próbuję czytać książkę, bo to zawsze kochałam. Nawet to nie wychodzi... czytam w kółko jedno zdanie i ciągle nie rozumiem co czytam.

Mogłabym dać małego na kilka dni do dziadków ale... cholernie boję się samotności. Te straszne samotne noce, lęki, smutne i puste dni...

Gdyby nie dziecko to... 

To dziecko każe wstawać mi z łóżka...

Potworny powrót...
Autor: pikaplimon
27 września 2015, 12:35

Czekam w strachu na powrót potwora. Kiedyś tak bardzo tęskniłam i wiele bym dała żeby z domu nie wychodził. A dziś jestem szczęśliwa jak go nie ma albo śpi. Pewnie znowu będą krzyki, ledwo otworzy drzwi... 

 

Wczoraj wychodząc wydarł się żebym nie pisała do niego smsów, a potem sam do mnie napisał... Psychol... Od dawna nie mam ochoty do niego pisać. 

Bliżej końca...
Autor: pikaplimon
26 września 2015, 21:57

Nie wytrzymuje już. Nie daje rady. Ojciec mojego dziecka jest psychopatą. Od dawna miałam podejżenia. Dziś już jestem pewna. Tak samo jak jestem pewna, że koniec jest już bliski. I tak wytrzymałam zbyt długo, ponad moje siły. Chociaż właściwie uważałam się za osobę słabą psychicznie. Dziś przepraszam samą siebie... Nie doceniałam się. Jestem silna. Bardzo silna. Z każdym jego ciosem wymierzonym we mnie nabieram siły. Mimo jego znęcania się nade mną potrafię udawać przed rodzicami, że jest ok. Przy dziecku nie udaję, on wszystko czuje. Jedynie pokazuję mojemu maluszkowi, że jestem silna. Dla niego jestem silna. I mocno bronię go przed agresją ojca. 

Ostatnio przegina. Drze się bez powodu. Czepia się bez powodu. Nie wie już sam co wymyślać, żeby sprowokować. Dziś nasikał obok kibla - wydarł się na mnie jakby to była moja wina...

Nie ma już drugi dzień swojego "leku", w związku z tym agresja spotęgowana.

Do tego boli go ząb. Cokolwiek go boli, dokucza - mści się na mnie. Dziwne, ja jak jestem chora albo coś mnie boli jestem milutka bo tak bardzo potrzebuję ciepła i bliskości drugiej osoby albo najzwyczajniej w świecie nie mam siły by kogokolwiek atakować.

Nie wiem dlaczego ale mimo wszystko jest mi go żal... Będzie kiedyś samotny bardziej niż ja i będzie cierpiał bardziej niż ja. Chyba, że syn okaże mu miłosierdzie...

Na dniach wyjadę z małym na kilka dni do moich rodziców. My odpoczniemy, a on niech zatruwa się sam swoim jadem. Może sam siebie też w końcu będzie miał dość...

Życie...
Autor: pikaplimon
18 września 2015, 13:05

Książę współlokator wrócił wczoraj ok 22. Z awanturą w drzwiach, bo nie otworzyłam mu drzwi na ościerz. Palant! Olałam go, zamknęłam się w pokoju i poszłam spać. Rano go oczywiście nie było...