Moja "radość' nie trwała długo... Po "wspólnej" godzinie ojciec mojego dziecka stwierdził, że mu się nudzi, wszystko go wkur... i ... idzie spać.
No cóż... na co ja głupia liczyłam...??? Czyżbym kolejny raz łudziła się, że czasem możemy sprawiać wrażenie normalnego związku...??? NIE! NIE! NIE! I jeszcze raz NIE!!! Nigdy, przenigdy nie będziemy już "sprawiać wrażenia"! Nie ma mic między nami, nie szanuje mnie ani dziecka. No właśnie, przede wszystkim dziecko...
Jak mogę chcieć spędzać z kimś takim "wspólne" wieczory, chwile, godziny, dni... Boże, co mi się ubzdurało?!
A może jeszcze liczyłam na ...jakiś... seks... Tak..., pojawiła się przez chwilę gdzieś głęboko w środku głowy a może serca taka myśl.
Idiotka do n-tej potęgi!!!
Zachowałam się jak szmacisko, licząc na jakąkolwiek uwagę ze strony ojca mojego dziecka... Jak mogę się tak poniżać przed kimś, kto nie szanuje ani mnie, ani mojego syna?!
Mogłam iść spać dawno temu... ale poświęciłam się mimo zmęczenia dla niego.
A teraz jestem tak mega wkur....., że napewno już nie usnę. Czułam już, że piwko działa ale w sekundę wytrzeźwiałam. Wręcz rozbudziłam się i czuję się jak po hektolitrze kawy...
Boże, co ja takiego strasznego zrobiłam, że pokarało mnie takim człowiekiem??? Albo może dlaczego jestem aż tak głupia, że ciągle się łudzę? Nie nawidzę go ale ciągle jakaś maleńka cząstka mnie każe mi patrzeć na niego jak na człowieka, którego kiedyś tak szalenie pokochałam, że zapragnęłam poświęcić mu całą siebie i dać mu syna... Dlaczego nie potrafię być bezwzględną i egoistyczną suką?!
Dlaczego ciągle cierpię przez własną naiwność i głupotę?!
Wstyd mi. Naprawdę wstyd mi przed moim synem, że ma matkę idiotkę...